9/23/2012

Szklana kula

Jeśli patrząc na tytuł spodziewaliście się postu o wróżce Sybili i przepowiadaniu przyszłości z mętnej szklanej kuli to bez obaw, nic z tych rzeczy. Swojego czasu zainteresowałam się 'ogrodnictwem butelkowym' i nie, nie chodzi tutaj o zostaniu nabitym w butelkę podczas ogrodowej gorączki zakupów, ale o tworzenie niedużych kompozycji roślinnych wewnątrz szklanych naczyń. Twórcami oryginalnych 'ogródków butelkowych' (bottle gardens)
czy 'domków paproci' (fern cases) są oczywiście maniacy ogrodnictwa: Anglicy.

Działają one jak 'mini cieplarnie' i pozwalają hodować rośliny bardziej wymagające w stosunku do warunków termicznych i wilgotności powietrza. Jednak tak dzieje się tylko w pojemnikach szczelnie zamkniętych, co pociąga za sobą określone konsekwencje: rośliny muszą być odpowiednio dobrane
pod względem gatunkowym, trzeba zadbać o podłoże i wilgotność (a niestety niełatwo początkowo ustalić odpowiednią ilość wody). Jeśli wszystko przygotujemy odpowiednio taki 'zamknięty roślinny świat' będzie nas cieszyć rok a nawet dwa. Należy pamiętać, żeby pojemnika nie wystawiać
na bezpośrednie działanie promieni słonecznych – wtedy parowanie z tkanek roślin (transpiracja) i podłoża oraz wzrost temperatury byłyby zbyt silne
i rośliny mogą się przegrzać.

Ja jednak póki co pokusiłam się tylko o wariację na temat i wykorzystanie szklanego pojemnika (tytułowej kuli). Jest otwarta od góry, więc nie spełnia podstawowego założenia 'bottle gardens'. Kiedyś, w mniej lub bardziej odległej przyszłości, gdy będę dysponować miejscem, w którym mogłabym należycie prezentować 'butelkowy ogród' pewnie pokuszę się o wykorzystanie w tym celu jakiegoś 40l gąsiora.

Teraz wykorzystałam tylko (kula jest niewielka) rośliny rozchodnika grubopędowego (Sedum pachyclados), które rosną u mnie od jakiegoś czasu obok sansewierii (Sansevieria trifasciata odm. 'Hahnii') i kaktusa (wybaczcie, ale nie mam pojęcia jaki to gatunek, może Ferocactus?). Stara kompozycja
mi się znudziła, a poza tym wężownicy było już trochę ciasno – przeprowadziła się więc do nowej, większej doniczki, podobnie jak kaktusik.

Kulę wypełniłam warstwą białego granitowego żwiru zakupionego specjalnie na tę okazję (ok. 4zł za 1,5 kilogramowy woreczek) i ziemią dla kaktusów. Delikatnie umieściłam rośliny wewnątrz, a resztę powierzchni przykryłam kamykami. I tyle.

Według mnie kula prezentuje się świeżo i lekko na parapecie wśród innych roślin i książek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz