Powrót
iście jak z zaświatów. Zdecydowanie muszę popracować
nad systematycznością umieszczania postów. Niedługo święta,
w poniedziałek wybieram się na giełdę kwiatową i mam
nadzieję na udane łowy bożonarodzeniowe, a co za
tym idzie: późniejszą lawinę postów.
Tymczasem
kolejny post z serii książkowej, a na warsztacie: Łowcy
roślin autorstwa Michael'a Tyler Whittle. Po raz pierwszy
czytałam tę książkę już parę lat temu,
gdy przypadkowo natknęłam się na nią w osiedlowej
bibliotece, a ostatnio wróciłam do niej przygotowując pracę
na zajęcia. Zagłębiłam się
w lekturze i zachwyciłam ponownie.

Zdecydowanie
nie jest to podręcznik do historii, wypełniony datami i suchymi
faktami. Chyba adekwatniejszym określeniem jest powieść przygodowa.
Dodajmy, bardzo wciągająca powieść przygodowa, której
bohaterowie mogliby bez problemu zawstydzić Indian'a Jones'a.
Jakie to były niezwykłe postacie! Botanikomaniacy, niebieskie
ptaki, szaleńcy, wybitne indywidualności. Lordowie i synowie
kamieniarzy. Wyruszali w najdalsze rejony świata
by w ekstremalnych warunkach, narażając życie i zdrowie
zdobyć drogocenne okazy. Często przez lata niedoceniani, gdy
w końcu nastał dla nich czas chwały i zaszczytów,
nie potrafili odnaleźć się w społeczeństwie,
w spokojnym życiu pozbawionym adrenaliny. Ostatecznie
życie często kończyli zbyt wcześnie, w tajemniczych, makabrycznych niekiedy
okolicznościach.
Książka
pełna jest smaczków, anegdot. Momentami ma się wrażenie, że autor jakby zapomniał, że pisze o postaciach sprzed wieków lub
choćby dziesięcioleci. Unika niepotrzebnego zadęcia, nadmiernej
nobilitacji, nie przypina łatek "botanicznych męczenników". Ukazuje łowców w nieszablonowy sposób, wyłuskuje to co w ich życiorysach najciekawsze i (nie ukrywajmy) najbardziej
kontrowersyjne, piórem maluje ich portrety, jakby ci byli
idolami, gwiazdami rock'a.
Całość daje do myślenia. Pośród
tysięcy botaników, naukowców zamkniętych w czterech ścianach
swoich laboratoriów, ze swoimi lupami i zielnikami, łowcy
roślin przemierzający tysiące kilometrów naprawdę zadają się być bohaterami szczególnie wartymi upamiętnienia. Gwiazdami.
Polecam!
P.S.
Załączyłam kilka ze slajdów z moimi ulubionymi łowcami. Praca
była „oficjalna”, na zaliczenie, więc ma dość
formalny charakter, jednak mam
nadzieję, że Was to nie
zniechęci.